Nasza rocznica:)

22 maja 2012

Potwory szkolne

Ostatnio zastanawiałam się, skąd u niektórych dzieci jest tak dużo agresji, czy też chęci upokarzania i ośmieszania kolegów. Czy to chęć zwrócenia na siebie uwagi? Czy wręcz odwrotnie, odwrócenie tej uwagi od siebie , aby samemu nie stać się ofiara klasową?
Dlaczego sprawia im przyjemność, robienie przykrości innym?
Nie potrafię zrozumiec takiego zachowania. Szkolna młodzież, to już nie są malutkie dzieci, które by nie rozumiały co jest dobre a co złe.
Gdzie w tym wszystkim są rodzice? Gdzies, kiedyś czegoś zabrakło ,coś zostało niedopowiedziane, skoro ich dziecko tak się zachowuje.
Może niektóre dzieci leczą w ten sposób swoje kompleksy, próbują się dowartościować. Sposób bynajmniej dziwny.
Tak na logike biorąc , większą sympatię powinno się zdobyć uśmiechem i miłym słowem czy gestem,niż złośliwością. Jednak wywołanie pewnej psychozy starchu, powoduje chyba,że wszyscy idą jak w dym za prowokatorem i organizatorem nagonki na ośmieszanego ucznia.Bo, a nóż widelec zwróci się cała akcja na kogoś innego.
Dzieci, z pozoru by się wydawało miłe, uczynne, uśmiechnięte, z dobrych domów,  nagle okazują się potworami w środowisku szkolnym dla innych dzieci.
Jak reagować, aby pomóc takiemu dziecku ,które nagle stało się kozłem ofiarnym .
Czy rozmowa bezpośrednia z  dzieckiem-agresorem coś da? czy tylko pogorszy sprawę?
Rozmowa z pedagogiem szkolnym? Chyba najlepsze rozwiązanie.
Pozostaje jednak obawa,że zwrócenie się o pomoc do specjalisty,może pogorszyć sprawę.I tym razem wychodzi na to,że nawt rodzic czuje sie zastraszony przez takie dziecko.Jest obawa i lęk, przed jeszcze większymi szykanami ,gdy się okaże ,że ofiara zaczęła mówić.
Jednak nie reagować, to zostawienie poszkodowanego dziecka samemu sobie. Pozostaje wierzyć, w dobrą wolę i kompetencje pedagoga szkolnego, w to,że jego interwencja odniesie sukces.

Moje dzieci , nie żebym je wychwalała,ale raczej nigdy nie przejawiały takiej nieuzasadnionej niechęci do drugiego dziecka. Co najwyżej złościły się i gniewały podczas jakiejś zabawy, gdy brakło porozumienia, ale nigdy nie spotkałam się z tym ,żeby któreś z premedytacją chciało tak z niczego zrobić drugiemu przykrość. Są bardzo pozytywnie nastawione do ludzi i złaknione towarzystwa rówieśników.

Brak dzisiaj czasu dla własnego dziecka, niemożność zareagownia w odpowiednim czasie na złe zachowanie, pewnie też i gdy komputerowe, plus nieodpwiednie bajki , to wszystko się nakłada na osobowość młodego człowieka.




5 komentarzy:

  1. Złażony problem, a wina, może w różnym stopniu, ale jest chyba po każdej ze stron.
    Czasem bywają tacy hersztowie, którzy ciągną za sobą jakąś część i zaczynają dominować. Jeśli dom, rodzice są jakoś swoim dzieckiem zainteresowani, to w jakichś ryzach to można utrzymać. Gorzej, gdy ci rodzice główną pracę wykonali pewnej nocy.
    Dzieci takich rodziców bywają często, tymi szkolnymi ofiarami.
    One, chyba cały czas są ofiarami. Często też swoich rodziców, jeśli są oboje. W przedszkolu może jeszcze tak bardzo tego nie widać, ale w szkole podstawowej i gimnazjum już zdecydowanie.
    Obserwuję to na przykładzie rocznika swojej Córki. W klasie są dwie grupy nielubiane.
    Jedna, grupka 2-3 osobowa z rodzin-nierodzin.
    Dziewczyny trzymając się instynktownie chyba razem, jednocześnie odstają od innych. A do tych innych docierają jakieś sygnały, które skumulowane, nie dają pozytywnych odruchów, ale przeciwne.
    Właśnie pytałem Córkę, dlaczego tych okazało się, dwóch dziewczyn nie lubicie.
    Wymieniłem najpierw kilka powodów. Bogu dzięki, że przy pytaniu, czy to ze względu na dom, reakcja była szybka. No, wiesz, weź przestań.
    Na dalsze moje dociekania, padła odpowiedź, że,,bo one tak się odzywają, przychodzą wytapetowane do szkoły, włosy sobie doczepiają".
    Dziewczyny się chcą odróżniać, chyba coś tym nadrabiając, ale to nie jest akceptowane.
    Jak pisałem, same w jakimś stopniu są sobie winne.
    Jest też jeszcze inna ofiara. Dziewczyna wysportowana, dość dobrze się ucząca, z normalnego domu, której zachowanie denerwuje większość. Też sama na to pracuje.
    Ośrodek jest mały, wielkich prześladowań nie ma, ale jednak pewna segregacja występuje.
    Podziały, sympatie, antypatie były i będą, a w młodym wieku wcale nie mają takich sztywnych ram i nie są niezmienne. Gorzej, gdy pojawia się jakaś eskalacja niechęci i następuje ,,kopanie leżącego".
    Rozmowy i oddziaływanie stron powołanych należy się wszystkim, ale niestety, jak się pracuje za pensję, a nie z powołania, to nie zawsze robi się wszystko, co by należało.
    Zresztą, trudno te wszystkie strony zebrać.
    Na wywiadówkach, często brakuje tych, którzy szczególnie powinni być.
    Czyli często to rodzice gotują los ofiary, lub agresora, a dzieci dopełniają reszty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Są też jednak sytuacje, kiedy prowodyr robi nagonkę na kolegę/koleżankę lecząc własne kompleksy. Kiedy jest jakiś powód tego,że mógłby czuć się gorszy od innych, robi wszystko, żeby podbudować swój wizerunek. I tu jest ten problem,bo robi to kosztem kogoś słabszego psychicznie i mniej lub wcale nieprzebojowego. Próbuje w ten sposób odwrócic uwagę swojego środowiska od siebie i skupic na kimś innym. To o czym teraz pisze dzieje się właśnie u Szymka w klasie. Problem został zgłoszony do pedagoga szkolnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Są sytuacje, gdzie stosunek do jakiejś osoby przekracza złośliwość, a staje się prześladowaniem.
    Tak jest nie tylko u dzieci, ale dla młodego człowieka, może to chyba przynieść więcej złego, niż gdy się to dzieje w dorosłym życiu.
    Dlaczego człowiek staje się agresorem, to jedno, ale dlaczego nie ma w sobie poczucia tego, że wyrządzane zło tego innego boli. Gdzie jakieś współczucie, czy powiedzmy kontrolowanie poziomu złośliwości, zła, że o poszanowaniu drugiego człowieka, czy miłości ledwie wspomnę.
    Trzeba brać w obronę te słabsze jednostki. Pedagog szkolny... u nas nie jest lubiany. To droga urzędowa. Coś można osiągnąć, ale nie zmienić człowieka. To jakieś minimum, żeby zastopować krzywdę. Czy zechce się bardziej zająć obiema stronami? Bo agresor i tak zostanie takim jak jest i poszuka następnej ofiary.
    Kiedyś w wojsku na warcie, starsi żołnierze zaczęli ćwiczyć młodych. Jakieś ,,spowiadanie", wielkie ilości pompek, czy coś tam jeszcze. Jako przełożony w końcu nie wytrzymałem i mówię do młodego żołnierza, aby nie robił tego co starsi wymagali. wyszedł z sali. Za chwilę wychodzi starszy. Po jakiejś chwili wyszedłem ja zobaczyć jak sytuacja wygląda. Patrzę młody stoi w WC i skrobie pisuar. Mówię mu, że nie musi tego robić, a on na to. ,,Podchorąży na kompanii nie będę miał życia". Przyszło jeszcze ze dwóch młodych i jakaś rozmowa dalej. Ja mówię i co, wy też tak będziecie ścigali młodych za rok? Mówili, że nie.
    Ale jak przemówić do tych starszych, tym bardziej, że byłem sam?
    Niektórzy i młodzi i starsi dzielą się z innym miłością, a niektórzy robią to samo, tylko, że złością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście w tej naszej szkole, to pani pedagog jest z powołania.

      Właśnie o tym pisałam, że trudno mi zrozumieć pewne zachowania dzieci, już w zasadzie młodzieży.Pamiętam siebie z tego okresu i wiem,że ma się już to poczucie co wolno a co nie, gdzie jest granica między dobrem a złem. Jak można swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem zrobić innym wiele krzywdy.

      Usuń
  4. Anetko, teraz wszystkiego więcej, nie powiem, wolno, ale po prostu jest.
    Temat rzeka.
    Ja tam lubię z Tobą pływać, ale tu do niczego dobrego nie dopłyniemy. Podejście do wiosłowania mamy takie same, tak, że z kierunkiem nie będzie problemu. Tyle Naszego, co sobie popływamy.

    OdpowiedzUsuń