Tak ten czas leci... ostatni wpis był ponad miesiąc temu. U nas wszystko i nic .Jak na porę zimową przystało, choroby od czasu do czasu się plączą. Jak tamten rok był pod tym względem super, czyli zero chorób, tak ten sezon jesienno- zimowy jest znacznie "lepszy" od zeszłorocznego.
Od października począwszy przeszliśmy już w domu wysypki bostońskie ( paskudztwo, ze hej) , infekcje, katary, a w przypadku Maksa dwukrotne zapalenie uszu.Obecnie w trakcie leczenia.
W międzyczasie były Święta Bożego Narodzenia, tu na szczęście wszyscy w pełni zdrowi. Same Święta minęły pięknie. Pierwsze z Maksem, tzn w sumie już drugie z nim , ale pierwsze, w których aktywnie mały uczestniczył, łącznie z rozbrajaniem choinki. Choinka wytrzymała do 6 stycznia. Dzień wcześniej przyjmowaliśmy księdza z kolędą a w niedzielę było rozbieranie choinki. W tym roku nasze Drzewko świąteczne po kilku dniach wyglądało dośc żałośnie. Maks upodobał sobie ściąganie bombek z choinki, więc wszystkie z dolnych gałązek wywędrowały na wyższy poziom. Łańcuch, pod koniec wisiał gdzie popadnie, a światełka świeciły niekoniecznie na choince. Część z nich Maksiu ściągnął na podłogę a i te na gałązkach się poprzemieszczały.
Dzieciaki troszkę pomagały w przygotowaniach do Świąt smażyły rybę, robiły bombki ze styropianu , cekinów i wstążeczek i szpilek( 7 pudełeczek szpilek zużyliśmy na te bombki!!!) . Ja też je robiłam . Świetna zabawa a efekt niesamowity . Pierniczki były upieczone, ale z braku czasu nie zawisły już na choince.
W Wigilię stolarze przywieźli nam nowy stół, zamówiony miesiać wcześniej. Jak miło było przy ładnym stole spożywać kolację wigilijną.
Troszkę wspomnień było, a na bieżąco postaram się częściej coś napisać, choć ciężko u mnie z mobilizacją.
Ostatnie dni są pod znakiem Maksa. Maks maruda nie dał nic zrobić. Chory to i rączek się domagał, a ja już miałam czasami dość.
No ale takie są uroki macierzyństwa, nikt nie obiecywał ,że będzie lekko i chyba ze wszystkim tak jest...
Minął czas Świąt, a szkoda, bo to był piękny czas :)
Chwile spędzone na maminych kolanach
Świateczna krzątanina bliźniaków...;-)
Nasz nowy stół
Spacerek zimową porą
Tymcio
Też spacer ale jeszcze bez śniegu
Ależ Ci Anetko te dzieci rosną :) Maksa widziałam na Chrzcie i taki malusi wtedy był. A teraz już prawie roczniak z niego! Zdjęcia mam na bieżąco, ale to nie to samo... tęsknimy już za Wami :(
OdpowiedzUsuńOlu wiesz co najlepsze na tęsknoty??? Spotkanie!!! Byle do wiosny, byle do marca, ciepłych dni i się spotkamy.Wy chociaż Maksa widzieliście w realu, ja Basieńkę to już tylko ze zdjęć znam. Przyjeżdżajcie jak najszybciej...
UsuńMy już też za Wami tęsknimy ...
Witaj kochanie:) nareszcie jesteś:) całuję mocno:)
OdpowiedzUsuńJestem Sydoniu, jestem. Tutaj też ;)
UsuńPozdrawiam Cię gorąco z mroźnego Podkarpacia :)
Buziaki dla Ciebie ;-*****